Samstag, 15. Oktober 2011

Moni, Wodong i Maumere..

25.09 Na spokojnie tym razem, nie rano o 6 lub 7mej, ale ok 11tej wyruszylismy do Moni (56 km). W Moni spedzilismy dwa dni - bardzo 'stadnie' tym razem. Z Ende wyruszylismy z dzien wczesniej poznanym Konradem, w autobusie poznalismy Simona, wiec wyladowalismy w tym samym hotelu, a na obiedzie poznalismy Annie i Heike, a potem w poszukiwaniu kogos na wycieczke 'dobila' do nas 70-cioletnia Erika. Siedzielismy wiec wszyscy (Amerykanka, Wegierka, ja i 'kupa' Niemcow) do wieczora w restauracji (nie, nie przy piwie tym razem bo piwo tu kosztuje majatek - na nasze 14 zl!!! najtaniej piwo mozna kupic za ok 7 zl to i tak duzo! no nie??), a nastepnego ranka (26.09) o 5:00 wynajetym 'bemo' (lokalny minibus) ruszylismy  zobaczyc wulkan Kelimutu oraz pobliskie wulkaniczne jeziora. Po wyjsciu z minibusu, tylko 20 minut zajelo nam wejscie na punkt widokowy z ktorego mozna obserwowac jeziora wulkaniczne oraz wschod slonca. Byla mgla, a potem faktycznie slonce pare razy sie ukazalo, ale nie byl to raczej idealny na to dzien... Pozniej przyplatalo sie stado makakow i lypaly tylko oczami skad tu i od kogo dostac jedzenie.
W poblizu Kelimutu (1640m) sa trzy jeziora: 'czarne', 'turkusowe' (te widac z tarasu) i dalej  przy trakcie 'brazowe'. W kazdej porze roku zmieniaja zabarwienie (a nawet z miesiaca na miesiac) i jest lista kolorow jakie kazde z nich przybieralo w kazdym miesiacu az od 2005. Naprawde imponujace jak duzo jest kolorow i odcieni.
Potem 4 lub 5 godzin wracalismy pieszo do Moni, po drodze rozmawiajac z Erika i sluchajac jej opowiesci, bowiem okazalo sie ze podrozowala duzo w zyciu (ma tez 3 albo nawet 4 paszporty, choc nigdy nie byla zamezna!!), a obecna podroz zaczela w 2004 :)))
Z Moni tez nie spieszac sie specjalnie ruszylismy (27.09) do Maumere i dalej do Wodong. Wodong to mala wioska lezaca nad Morzem Flores- kilka domow oraz kilka guest house'ow jak nasz,... Zadbane, czyste bungalows - do tej pory, zdecydowanie najlepsza ich wersja... Piekna plaza, piekne morze i prawie zywej duszy oprocz kilku rybakow i dzieci zarzucajacych sieci i probujacych cos w nie zlapac... Cisza spokoj... Mozna snorklowac i nurkowac. W poblizu znajduje sie nawet japonski statek, ktory zatonal podczas wojny i jeszcze do niedawna przy snorklowaniu mozna go bylo dojrzec, ale teraz ponoc sie 'zeslizgnal' dalej po dnie i widac go juz tylko przy nurkowaniu...

Zatem odpoczelismy troche w Wodong - leniwe dni.. zero internetu, zero telewizora...

30.09 wyruszylismy z Maumere na wyspe Jawe... ale to juz inna historia..

Samstag, 8. Oktober 2011

Riung, Park Morski 17 wysp oraz Ende...

20.09  Wyruszylismy do Riung - malej rybackiej wioski 'wydartej' lasom mangrowym. Droga-masakra, najgorsza ze wszystkich, ale to dlatego ze ta mala wioska z malym portem nie jest po 'drodze' do zadnego miasta oraz niewielu tu 'zaglada', wiec nikt sie o droge nie troszczy. Zero turystow.
Co ciekawe!! Prad zawital to dopiero 15 lat temu i wlaczany jest o 18 wylaczany o 6 nastepnego dzionka...
Czasem sobie mysle, ze tak powinno byc tez z telewizja w Polsce, przerwa w nadawaniu programow od rana do wieczora (bez tych oper mydlanych w stylu M jak... masakra - ale to byloby za piekne!!)... 

Gdzie to ja bylam... a no wlasnie cisza i spokoj,  my jako jedyni goscie w hotelu. Sniadania najwieksze jakie do tej pory w Indonezji dostalismy. Najczesciej jest to jeden maly nalesnik z plasterkami banana lub omlet lub kanapka plus kawa lub herbata. Tu dostalismy po dwa nalesniki z bananem i to duze, po jednym smazonym jaju na osobe oraz duzy talerz pokrojonej papaji  :))
Druga ciekawostka, w samej wiosce lub okolicach Riung mieszkalo do niedawna trzech polskich ksiezy, teraz w podeszlym wieku. Jeden zmarl 3 lata temu, drugi mieszka w swoim domku i nigdzie dalej sie nie rusza, a trzeci... ma hotel nieopodal tego w ktorym sie zatrzymalismy... jak to 'zarzadca' naszego hotelu powiedzial... dlugo byl ksiedzem, a teraz ma biznes ...
 
Zostalismy tu cztery dni. Jeden 'poswiecilismy' na podroz po 'Parku Morskim 17 wysp' ('17 Pulau'), ale to tylko nazwa, ktora nawiazuje do dnia 17.08 - dnia niepodleglosci Indonezji. Wysp jest 21.
Lokalni 'kapitanowie' czy moze raczej wlasciciele lodzi oferuja jedynie wyprawy do trzech z nich (pol dnia).  Najpierw jest Ontoloe. Na drzewach mangrowych porastajacych brzegi tej wyspy zagniezdzily sie wspomniane juz raz przeze mnie przy okazji Komodo 'pteropusy' ('flying foxes'). Naprawde cale ich mnostwo, czasem przy zachodzie slonca niebo nad Riung jest az czarne, jak nagle wszystkie poderwa sie do lotu...
Kolejna byla wyspa Rutung (na zdjeciu) - rajska wyspa z prawdziwego zdarzenia, przy ktorej posnorkowalismy, a potem na niej zjedlismy obiad. Na koncu byla Pulau Tiga (tiga znaczy trzy). Tu snorkeling byl niesamowity. Pelno najrozniejszych ksztaltow i kolorow korali, doslownie na wyciagniecie reki z pieknymi, kolorowymi i egzotycznymi - malymi i duzymi mieszkancami... Dwie 'rodziny' rybek 'clownfish' naprawde mnie rozbawilo. Wygladalo jakby jedna (czerwono-biale - jak w kreskowce o Nemo, oraz czarno-biale z zoltym dziubkiem) miala tylko jedno male, a druga tylko dwoje. A najsmieszniejsze - kiedy dotknelam ukwiala w ktorym ow rybki sie chowaly, ten sie wzial i zamknal w sobie, a te biedaki plywaly wokolo kompletnie zbite z tropu (co wlasciwie sie stalo...), ale twardo najwieksza z nich, kiedy zblizylam reke probowala w obronie mlodych mnie odstraszyc... slodziaki...

24.09 Z Riung wczesnym rankiem (6:00) wyruszylismy do Ende (5h). Ende jest strasznie 'rozwleklym' portowym miastem i wszedzie jest daleko. Zatrzymalismy sie w hotelu 'Safari' chociaz nijak sie to nie kojarzylo... Moze jak nagiac nazwe i wziac pod uwage te wszystkie stworzenia latajace, chodzace i pelzajace po scianach, podlodze i gdzie jeszcze to moze i nocne safari tu jest...

Do Ende dobilismy ok 11:00 zostalismy caly dzien i noc. I tak za dlugo...

Sonntag, 2. Oktober 2011

Bajawa..

18.09 wyruszylismy dalej do Bajawy. Droga zajela nam standardowo godzine dluzej niz powinna (5h), a w Bajawie, poniewaz lezy ona na wysokosci 1 100 m dnie sa chlodne, a noce bardzo zimne o czym brutalnie sie przekonalismy budzac sie w nocy mega zziebnieci... Hotele nas bardzo negatywnie zaskoczyly, bardzo sie cenia jak na strasznie liche warunki (niektore lacznie z grzybem na scianie, w ogole niewietrzone - bleh!!), na szczescie znalezlismy w miare zacne miejsce juz troche poza miastem, ale ten chlodny klimat  - nie, nie chcielismy tu byc dluzej niz powinnismy. A dlaczego powinnismy?
Miasto lezy w pieknej okolicy - wiadomo gory, w miare blisko jest tez wulkan na ktory mozna sie wspiac
(3 dni). Wyglada on super.. jak egipska piramida, ale od strony Riung (pln.). Na wrzuconych zdjeciach jest z innej strony (pld.) i tak go juz niestety nie widac. A oprocz wulkanu, w poblizu Bajawy jest kilkanascie tradycyjnych wiosek ludzi Ngada (chrzescijanie, ale i animisci). Ngada to tez nazwa jednego z 5 rejonow na Flores.

Zatem nastepnego dnia (19.09) rankiem, wybralismy sie w podroz po wspomnianych bardzo starych, tradycyjnie budowanych tu wioskach. Najpierw byl taras widokowy 'Manu Lalu' skad widac jak na dloni wspomniany wulkan Gunung Inerie (2245m), pobliskie gory oraz kawalek wybrzeza i ocean...

Pierwsza odwiedzona przez nas tradycyjna wioska to Luba. Niektore chaty maja ok 500 lat. W wioskach tych zawsze budowane sa totemy - przypominajace ksztaltem malutkie 'chatki' w holdzie przodkom. Rozne ksztaltem dla kobiet - bhaga i mezczyzn - ngadhu (jeden przodek - jedna ''chatka''), ktorzy 'zalozyli' wioske oraz oltarze na ktorych skladane sa ofiary (zwierzeta). Czy to slub czy pogrzeb lub poczatek roku (tzw. Reba), zabija sie swinie, potem bawola i sklada w ofierze, a potem cala wioska griluje i ucztuje...  Oczywiscie troche uproscilam sprawe, ale mniej wiecej to tak wyglada. Wiele jest roznych obrzedow oprocz wyzej wspomnianych np poswiecenie (krwia zwierzat) nowego domu przez wlascicielke. Bo warto wam wiedziec, ze o ile wszedzie na Flores to chlop jest 'glowa' rodziny, o tyle w Bajawie to kobieta rzadzi !!!    :))

Obrzedy te dotycza takze innych wysp np niedaleko lezacej Sumby. Roznia sie od tych na Flores oczywiscie, ale generalnie cel jest taki sam - w waznej dla wioski lub rodziny chwili poswieca sie w holdzie przodkom zwierze, a potem przyrzadza sie mieso i cala wioska je...W wioskach takze obowiazuje system kastowy (3 kasty - podobnie jest na Bali), starszyzna ponoc bardzo pilnuje, zeby nie bylo 'mieszanych' - niedozwolonych zwiazkow, za co grozi nawet smierc.

Druga wioska - Bena - wieksza, bardzo ladnie wkomponowuje sie w otoczenie. Na pierwszy rzut widac, ze miala wiecej przodkow. Oltarze na ofiary tez robia wrazenie. W glebi wioski jest takze oltarz z Matka Boska, a za nim taras z pieknym widokiem na doline.

W pierwszych dwoch wymienionych, najczesciej odwiedzanych przez turystow wioskach mozna kupic tez tradycyjnie tkane rzeczy - ikat' y. A oplata za wstep do wioski to: darowizna, nie bilet.   Jak w urzedzie ;) wpisujesz sie do ksiegi, piszesz skad jestes, ile podarowala(e)s. Pieniadze wspieraja cala wioske.
 
Do trzeciej wioski - Jerebuu zaprowadzily nas bardzo strome schody. Ta wioska ma 'tylko' dwie pary przodkow i nie jest tak okazala jak poprzednie, ale za to bardzo tu spokojnie, a ta cisza dziala kojaco. Wyrabiany jest tu tradycyjna metoda - olej kokosowy, rosna tu tez najrozniejsze owoce: mango, awokado, ananasy, po podworku lataja kurczaki, i prosiaczki. Wioska wiec jest w miare samowystarczalna ;))

Oczywiscie tradycyjne, stare wioski to nie znaczy, ze mieszkancy zyja doslownie tak jak od wiekow. Dzieci chodza do szkol, niektore wioski maja prad i inne dostepne w naszym wieku wynalazki.

A  po wioskach pojechalismy do 'goracych zrodel' Malanage. W praktyce rzeka splywajaca z gor - lodowata, druga wyplywajaca z ich wnetrza mega goraca - zlewaja sie w jedna. Co jest mega fajne to to, ze tak jak plyna, jedna strona jest lodowata druga goraca, wiec jak za... goraco / zimno, zmieniasz miejsce czasem o pare cm i juz masz to co potrzebujesz ;))  Relaksowalismy sie chyba ze dwie godziny. Super kojaco dziala na bole miesni...
No, ale potem musielismy wrocic na motorach po masakrycznie wyboistej lokalnej drodze, wiec bol miesni wrocil  :(((

Flores (Ruteng) Hobbit i Spolka

A tak krotko o Flores.

Podobno dawno, dawno temu zyl tu sobie maly czlowieczek, ktorego szkielet niedawno 'odkopano' w jednej z jaskin blisko Ruteng i nazwano sympatycznie 'Hobbit'. Pierwsi ''turysci'' z Europy, przybyli w 1512 i zadomowili sie w okolicach miasta Ende. Chrzescijanstwo przybylo tu 'tak przy okazji' i ma sie tu najlepiej w Indonezji (na Flores 85% ludzi to katolicy). Na wyspie zyje okolo 1,8 miliona ludzi, ktorzy podzieleni sa lingwistycznie, kulturowo (i regionalnie) na 5 glownych grup. Pomimo przyjecia wiary chrzescijanskiej, zachowal sie tu dawny, mozna powiedziec 'poganski' zwyczaj - opowiem nieco potem. Turystuczny boom przezywa wspomniane juz Labuhan Bajo. Reszta wyspy im bardziej na wschod, tym mniej 'tlumnie' odwiedzana. A wyspa jest przepiekna, bardzo gorzysta. Jest kilka wulkanow, piekne plaze i niezbyt dobre drogi... I bardzo, bardzo kiepsko z internetem.

W piatek 16.09 lokalnym autobusem (teoretycznie 4h, w praktyce 5) przejechalismy wglab wyspy do miasta Ruteng. Droga do Ruteng powoli wije sie w gore. Zakrety i gory gwarantuja lekki bol glowy, ale widoki sa zacne. Wczesnym wieczorem mozna juz poczuc chlod. Zatrzymalismy sie u siostr zakonnych. Najdrozsze, ale i najlepsze miejsce w miescie - bez watpienia. Cisza, bardzo mila atmosfera, zadbane i czyste pokoje i tylko zatluklabym te koguty co pialy juz o 3-ciej nad ranem. W sercu miasta jest boisko oraz komisariat policji, dalej nieco chaotyczny i zaniedbany market... Miasto nie jest ciekawe i wieje nuda, ale tu nie przyjezdza sie dla miasta. Okoliczne wioski, zapierajace dech widoki na doliny i na piekne kaskadowo lezace pola ryzowe, wodospady oraz wspomniana jaskinia, w ktorej znaleziono 'hobbita' to glowny powod przyjazdu turystow.

Podroz motocyklem (17.09) zaczelismy od widoku wspomnianych, jak okiem siegnac, tarasow pol ryzowych tuz za miastem, a potem obralismy droge 'na jaskinie'.
W okolicach Ruteng 'od zawsze' krazyly legendy o malych owlosionych ludzikach o plaskich czolach zwanych ebo gogo. Odkrycia dokonano w gorach wapiennych w jednej z jaskin - Liang Bua (14 km od Ruteng) w 2003 roku, na glebokosci ok 8 m. Odkryto szkielet na oko trzyletniego 'dziecka' (okolo metra wysokosci), ktory okazal sie szkieletem doroslego czlowieka. Potwierdzono, ze jest to nowy gatunek czlowieka i nazwano dzwiecznie Homo Floresiensis, a potocznie Hobbit. Zyl on sobie na Flores do momentu erupcji wulkanu okolo 12 000 lat temu ktora ponoc zmiotla wszystko i zdewastowala totalnie wyspe.

Dwa metry dalej, w kolejnym wykopie, znaleziono szczatki szkieletow gigantycznego szczura i karlowatego slonia (Stegodona). W jaskini praktycznie niewiele jest do zobaczenia, archeolodzy dwa dni wczesniej wrocili do swoich krajow, na miejscu ekipa zasypywala wykop, ale ja bynajmniej chcialam poczuc atmosfere tego miejsca. Przyjemny chlod, ale w przeciwienstwie do tych, ktore widzielismy wczesniej (np. w Laosie) tu widac grube warstwy wieloletnich naciekow wody. Dlatego naukowcy stwierdzili; ze wlasnie przez te kolejne warstwy stale odkladanych osadow przenoszonych przez plynaca tu cale tysiaclecia wode; we wnetrzu sa idealne warunki na zachowanie sie pozostalosci organizmow, gdy przyszlo im zakonczyc tu zywot, lub zostaly tu pochowane. 

Dodac do tego smoka z Komodo i mamy gigantyzm i karlowatosc 'przeplatajace' sie ze soba na wyspach Indonezji... Bardzo to wszystko ciekawe i zastanawiajace prawda??