Freitag, 25. Februar 2011

cd...

Z ciekawostek...

Tajlandia jest bardzo zmotoryzowana, ulice sa pelne lsniacych i nowych pick-up´ow, land cruizer'ow, ale i tez 'zwyklych' samochodow. Ale najwiecej to chyba tu wszelkiej masci motorow. Co chwila w Bangkoku, w tajskiej czesci miasta) byly warsztaty samochodowe, wymiany opon, blacharnie , lakiernie itd...  kazdy punkt z innym serwisem dotyczacym samochodu, no i mnostwo sklepow z czesciami :)

No i przechodzac w miescie przez zebre (na prostej drodze) przy zapalonym przez nas zielonym swietle nie mozna czuc sie bepiecznie. Oni nie widza tego zielonego swiatla dla przechodnia, jada dalej przed siebie. Zwlaszcza taksowki maja tu pelne prawo do jazdy jak chca. Regula tu jest taka, ze nie ma zadnych regul, z wyjatkiem tej zeby nie dac sie przejechac haha...  przechodzi sie, a raczej przebiega, miedzy samochodami. Najpierw jeden pas do polowy potem patrzysz z drugiej strony i biegniesz... na skrzyzowaniach wiadomo, inaczej, ale i tak trzeba uwazac bo motory sa wszedzie. Jedno zdjecia ktore mamy zalaczone z Bangkoku, na ktorym jest pelno motorow to normalna dwupasmowka w miescie, z tym ze motory przeciskaja sie na przod... i na tym zdjeciu jest ulica i pojazdy czekajace na zielone, a nie zlot 'harley'owcow' :))

A drugie co chcialam... maja tu mnostwo mirind i sprite'ow do picia o roznych smakach, ktore Lars kosztuje (ale cola jest zwykla). Duzo tego co prawda nie pije, ale w Polsce chyba nie ma sprite o smaku truskawki albo winogron...?? o smaku winogron kupuje sie wino... ;))  Mirinda np teraz Larson kupil: Green cream soda flavor... hmmm cos mi w smaku przypomina, ale niestety... wszystkie sa na maksa slodkie, dlatego ja z reguly pije wode... chociaz cukier, w tym klimacie jest wskazany...


Apropo cen... zalezy gdzie sie jest, ale np. sniadanie - europejskie, czyli jajka, bekon, 2 grzanki plus maslo i dzem, do tego kawa i sok to ok 75b (ok 2,5$) obiad od 30b (ok. 1$) w gore... kawa 30-40b (ok 1$), taka mirinda, cola (460 ml) - 12 baht (ok 0,30$), woda butelkowana (zawsze trzeba sprawdzac czy jest szczelnie zamknieta i ofoliowana) jest tansza - 600 ml kosztuje 7, czasem 10 baht, chipsy mala paczka - 20b (ok. 0,75$), pokoj w hotelu od 200b (ok. 6,5$) (bez klimy - tylko wiatrak, z prysznicem dzielonym) przez ok 550 (ok. 18,5$ - klima, prysznic w pokoju) przez 800b (ok. 26,5$ dodatkowo z telewizorem) konczac na 1000 - 2500b hotele plus spa pelen wypas... toaleta w parku... 3 baht ;)
 No a dolar to ok 2,9 - 3 zl...

W sklepach rozne slodycze, ciastka, torciki - cuda. Nie probowalam... tez okolo 10 - 40 baht... zalezy co... z kosmetykami jest roznie, sa wersje kieszonkowe i duze... ale specjalnie nie przygladalam sie cenom... bo wszystko narazie mam, zauwazylam duzo rzeczy 'protex' - mydla 6 rodzajow, zele, pudry chlodzace do ciala :)

Wieczorami tu w Si racha wychodzimy na nocny rynek -  pelno budek z ubraniami, butami, ksiazkami, plytami CD (piractwo to tu norma),kosmetykami, akcesoriami do telefonow i oczywiscie z roznym  jedzeniem: morskim jedzeniem (ogolnie, bo nie mam na mysli tylko ryb w Si racha polawia sie rozne morskie stwory - nie tylko ryby i zbiera ostrygi) i rozne kulki, kielbaski i cuda i nigdy nie wiadomo z czego to, bo ciezko sie dogadac ;) Tak! a zmierzam do tego ze wczoraj skosztowalismy tutejszych snakow... czyli smazonych larw... jedna z Larsonem na spolke... konika polnego ani cos w rodzaju wielkiego karalucha juz nie dalam rady sprobowac... Generalnie jak sie nie wie co sie je, albo wyprze ze swiadomosci ;)... to nawet smakuje, chrupiace yami... ;)

cdn...

Donnerstag, 24. Februar 2011

Si Racha

No i fajnie, siedze sobie w parku (sloneczko swieci, od czasu do czasu wiewiorki schodza z drzew) popijajac green tea latte, sluchajac tajskiej muzyczki w stylu Bee Gees i myslac jak tam Was zycie traktuje... :) Mam nadzieje ze nie jest zle...
Wczoraj Larson dodal na blogu zdjecia z Bangkoku oraz nasza mape, ktora powoli bedzie sie, mam nadzieje, zapelniac kropeczkami...

Myslimy wlasnie, jak tu i gdzie sie dalej ruszyc... myslimy o dalszej podrozy na poludniowy wschod, pod granice z Kambodza. Tu jest w miare fajnie, ale i nudno, wiec chcielismy sie wybrac statkiem na wyspe Ko Si Chang i tam zostac na 2-3 noce, niestety czas na to nie jest dobry. W weekendy bowiem zjezdzaja sie zarowno na w/w wyspe oraz nawet tu do miasta (Si racha ma okolo 141 400 ludnosci) Tajowie z Bangkoku i robi sie baaaardzo tloczno, wiec wlasnie na weekend musimy sie stad wydostac. Jeszcze do konca nie wiemy co zrobic... ale damy znac :)

Mittwoch, 23. Februar 2011

Zwiedzanie...

Od wczoraj (22.02) mieszkamy w hotelu w centrum Bangkoku i zwiedzamy troche. Troche bo ciezko wszystko naraz zobaczyc. Bylismy zobaczyc Targ Amuletow czyli jak nazwa wskazuje targ z mnostwem talizmanow i roznych form amuletow, od kamiennych tabliczek, przez drewniane, pozlacane plaskikowe i w koncu wykonane z kamieni zwyklych i szlachetnych, a nawet wyschniete martwe zwierzaki... czyli prawie jak na stadionie dziesieciolecia... a potem poszlismy do Wat Pho czyli do Swiatyni Lezacego Buddy - koles ma 46m dlugosci i wysoki jest na 15 m. Rzezba jest zbudowana z cegiel, pokryta zlotem i ilustruje przejscie Buddy w stan Nirvany...

Nie poszlismy do Palacu Krolewskiego, niestety, bo wejscie jest zabronione w krotkich spodenkach, ktore mialam na sobie.
Wieczorem wyszlismy na spacer, pelno turystow, puby pootwierane, muzyczka pop i jest impreza...  no i biedni Tajowie usilujacy sprzedac cokolwiek z swoich kramikow...

Dzis z kolei, bylismy w Chinskiej Dzielnicy, oczywiscie jak wszedzie Chinczycy maja wszystko... kolorowe, pozlacane i kiczowate :))

A jutro wybieramy sie pociagiem na poludnie do Si Racha (nad Zatoka Tajlandzka), mam nadzieje odpoczac od smogu i wszechogarniajacego zapachu jedzenia i odoru sciekow przeplatajacych sie ze soba...

Narzekamy na pociagi w Polsce, ciekawe jak bedzie w tym... w III klasie haha... cdn

Montag, 21. Februar 2011

Pierwsze koty za ploty...

Tak wiec wracajac do zagubionego plecaka, oczywiscie nie odzyskalismy go wczoraj... bo ... nie. Przyjechal dzisiaj po 5 telefonach na lotnisko... a zatem musielismy sie krecic blisko (przypominam mieszkamy w tajskiej dzielnicy), bo najpierw powiedzieli ze bedzie o 13, potem ze o 16 a w koncu przybyl niedawno czyli o 18:30... ehhh

Tak wiec pierwsze wrazenia, wielkie miasto, tlumy ludzi, smieci walajace sie wszedzie az przykro patrzec,  psy walesajace sie, biedne i brudne, poza tym juz 3 szczury zauwazone, karaluch tez sie napatoczyl (mial ze 2 cm, ale i tak uslyszalam ze to malenstwo)

Pogryziona jestem cala przez komary, nawet w miejscach ktorych nie przystoi drapac ;) no ale niestety jak mosktiery byly u Larsa w plecaku. Jedyne co z niego zginelo, to paczka tytoniu... :) (moze ktos stwierdzil ze nalezy mu sie za te zrzedzenie nasze i sobie wzial - na zdrowie haha... :) reszta jest... :)))

Jedzienie jest dobre (unikamy budek o dziwnej wizualnosci) ostre i gorace, ale sie przyzwyczajam.

Ludzie sa rozni, jak to wszedzie, biedni bogaci, zagonieni i tacy ktorych idac na sniadanie, obiad, kolacje widzimy caly czas w tym samym miejscu :) Ci w budkach z jedzeniem machaja mowia "hi" ale nie ludzimy sie, nie widza ludzi tylko dolary :)))

No i najsmieszniejsze jest to, ze kogokolwiek sie pytamy czy mowi po ang. kiwa glowa na tak, a za chwile jak zadaje wlasciwe pytanie macha (na nie) ze nie rozumie... Lars mowi ze zadaje zbyt skomplikowane pytania i mieszam im jeszcze bardziej, dalej wyjasniajac o co mi biega. Wiec przyzwyczajam sie do tego zeby zadawac proste pytania, czesto polaczone z jez. migowym (tez prostym :) ).
Myslalam ze moj angielski jest kiepski... :(, znaczy jest, ale nie az tak... lol

Tak wiec... podladujemy dzisiaj aparat fot. (ladowarka byla u Larsa w plecaku) i porobimy zdjecia naszego hotelu, calkiem przyjemny, no ale w koncu jak na tutejsze warunki calkiem drogi..

No i przez to krecenie sie tutaj i czekanie na zgube, jeszcze nic nie zwiedzilismy, jutro zatem, ruszamy do centrum, i tam dopiero bedzie masakra... :))))

pozdro

Samstag, 19. Februar 2011

Bangkok...cd

Do Bangkoku przybylismy po bardzo udanym locie. Tu juz jedzienie zmienilo sie na bardziej Tajskie. Troche pospalismy w samolocie, ale generalnie jak sie obudzilam godzine przed ladowaniem, mialam wrazenie, ze obudzilam sie po bardzo dlugiej imprezie na niezlym kacu... (nie wypilam nawet piwa) :) Hotel jest super, nawet jest telewizor. Fajne jest to ze jest w tajskiej dzielnicy i nie ma turystow...  Pojechalismy tylko wymienic kase. No i po calym dniu spedzonym tutaj troche nas oglupila ta podroz. Obudzilismy sie w srodku nocy po 4h (jest teraz 24:55) z mysla, ze jest juz ranek i i ze cala noc nie moglismy zasnac hehe. Mielismy mala nieciekawa historie, ktora na szczescie jutro dobrze sie zakonczy, a mianowicie po przylocie nie znalezlismy bagazu Larsa. Oczywiscie pierwsza moja mysl to zostal w Bahrajnie... ale potem pomyslelismy co by bylo gdyby poprostu ktos sobie go wzial... Duzo niezbednych rzeczy i nie mam tu na mysli mydla i szamponu :) Tak wiec przed 30 min po przebudzeniu, zadzwonilismy na lotnisko i ... sie odnalazl jutro przyjedzie do hotelu

do zas

Bangkok...

Dotarlismy do Bangkoku, a poniewaz musimy sie wyspac, to bedzie na tyle... narazie pozdro

Freitag, 18. Februar 2011

Pierwszy przystanek

Kochani moi, tak wiec jak juz mowialam wszem i wobec jestem bezdomna, bezrobotna i wolna (jak dzika swinia). Podroz czas zaczac. Frankfurt  ... jak to w Europie, a zwlaszcza w Niemczech -  bezpiecznie i nudno, wiec nie bede opowiadac. I niedawno dobilismy do Bahrajnu. Wyruszylismy ok 12tej w poludnie, lot trwal 6h i by przyjemny, oczywiscie zamiast sie przespac troche obejrzelismy dwa filmy i zjedlismy obiad. Jakas potrawke z blizej nieokreslonym rodzajem miesa podobno jagnieciem :-) (ale dobrym) i zielonym groszkiem. Wyruszylismy we mgle z Fr., a do Bahrajnu przylecielismy o ich 18:30 (w Polsce byla 16:30) i niestety juz bylo ciemno, do Bankoku wylecimy o 2 w nocy tutejszego czasu wiec zadnych zdjec z Bahrajnu :-(.
Szczegolow lotu jakos nie chce mi sie specjalnie pisac, ale przebylismy wlasnie 4610 km. Jak ktos chce wiecej to pisac maile z prosbami :-).
Generalnie jak to na lotnisku wszystko mozna tu kupic, ale nawet kawa jest poza naszym zasiegiem ;). 1 BD (dinar bahrajnski) kosztuje 2,6 dolara amer., a kawa najtansza to ok 2 BD brrrr, ale moze 19ta a tymbardziej 21sa to za pozno na kawe... tak :-) Jeszcze niedawno byl zgielk, a teraz spokojnie tu i kazdy drzemie, wiec moze pojde za przykladem... tymczasem pozdrawiam

Koncze narazie, z mysla... co tu robic jeszcze przez 5 godzin ehhh :-)