Donnerstag, 15. September 2011

Komodo i Rinca cd.

Drugiego dnia (13.09) po sniadaniu, juz o 7:00 dobilismy do Komodo. Komodo jest wieksza i jak juz pisalam nie taka goraca jak Rinca, zdecydowanie bardziej zielona, zatem i warany maja wiecej okazji zeby sie ukryc... Poza tym warany na Komodo sa najwieksze. Na necie pisza, ze warany dozywaja 30 lat, podczas gdy Park Narodowy Komodo utrzymuje, ze jest to wiek 50ciu lat. Kilka przez nas spotkanych mialo ponoc (wg przewodnika)  ok 30-35 lat.

Po raz kolejny wybralismy 2-godzinny marsz. Juz na poczatku trasy przy strumieniu, spotkalismy te wspomniane 30latki. Wokolo spacerowaly spokojnie jelenie. Warany sa aktywne w dzien, zwlaszcza kiedy jest duzo slonca (zmiennocieplne). Na poczatku tylko lezaly, jeden z przewodnikow - dla nas - 'turystow' zaczal rzucac w nie galeziami, zeby sie 'obudzily', wtedy sie podniosly i troche go pogonily... :))) a przy tym tez 'posyczaly' nie wiem czy chcialy walczyc, czy nas odstraszyc... ale ten syk jest dosc zlowrogi i przerazajacy...

Spotkalismy po drodze tez kilka mlodszych osobnikow, oraz jelenie i stado dzikow. Malp i dzikich koni na Komodo nie ma (jedynie na Rinca). Co ciekawe jak twierdza przewodnicy, nie ma tez komarow :))

Wspielismy sie na dosc wysokie wzgorze z pieknym widokiem na cala wyspe. A!!! I po drodze na chwile zatrzymalismy sie przy starej platformie, z ktorej kiedys warany karmiono.

Ofiary waranow byly i pewnie jeszcze beda. Choc zrodla mowia, ze warany unikaja czlowieka, to tak sobie mysle, ze jak sa mega glodne a okazja sprzyja, bo zaczaja sie od tylu, to pewnie i ja wykorzystaja. Wtedy najczesciej ugryza w noge, albo doslownie swoim ogonem 'powalaja' kogos z nog i atakuja gardlo. Wygladaja co prawda topornie i ciezko, ale jak przyjdzie do polowania, biegna baaaardzo szybko...

Mieszkancy wysp nigdy nie polowali na warany. Wierza w legende wg ktorej warany sa ich siostrami i bracmi, dlatego tez warany nie mialy nigdy duzo wrogow. Gorzej maja mlode, ktore czesto padaja ofiara tych 10-15 letnich najbardziej agresywnych osobnikow. Warany sa kanibalami, dlatego do 3 roku zycia mlode 'smoczki' zyja... na drzewach :))

Najbardziej znanym turysta, ktory padl ofiara waranow jest Baron Rudolph von Redding w 1974. W dolinie jest pomnik - bialy krzyz ku jego pamieci. Przewodnicy mowia, ze odlaczyl sie od grupy i poszedl nieco z boku, zeby zrobic lepsze zdjecia, a jeden zaatakowal od tylu, powalil go i ugryzl w gardlo (tak robia zeby ofiara nie mogla krzyczec 'na pomoc'). No i znaleziono tylko aparat fot. okulary i buty. Na necie sa troche inne wersje, ze spadl gdzies i krwawil z kolana (warany maja super wech), ale nie chcial zeby czekali, wiec reszta poszla dalej... W kazdym razie nieciekawa historia...

Gdy opuszczalismy wyspe mlody kolorowy, pewnie w wieku okolo  6-8 lat osobnik, przecial nam droge i 'odprowadzil' nas ok 100 m w strone naszej lodzi. Milo z jego strony... :))

Potem poplynelismy w rejon gdzie jest mnostwo mant (plaszczek) i widzielism cale mnostwo z lodzi. Niektore naprawde duze. Posnorkowalismy tam, ale z bliska pod woda zadnej juz nie widzielismy. Potem w drodze powrotnej byl snorkeling w poblizu wyspy Angel Island, juz blisko Flores. Piekna mala wyspa z biala plaza. W wodzie duzo paskudnych meduz i sporo roznych korali... Na wyspie jest tez hotel - Resort, cene w granicach 100 euro za noc.

To tyle z Komodo... :) i Labuhan bajo na Flores... miasteczko (portowe) jest bardzo turystyczne nie tylko ze wzgledu na wycieczki na Komodo i Rinca, ale takze na cale mnostwo miejsc do nurkawania.

Jutro ruszamy w glab wyspy. Na wschod, do Ruteng...

Dienstag, 13. September 2011

Komodo i Rinca

Indonezja jest, jak zapewne wiecie krajem 17 000 (niektorzy nawet mowia o 20 000) wysp. Kazda wyspa jest inna i kazda wyjatkowa.

Pomine jednak narazie w opowiadaniu: Bali, Lombok i Sumbawa, bo wczoraj i dzis spelnilo sie jedno z moich dzieciecych widzimisie. Ktos moze nazwac to marzeniem. I chce sie od razu tym podzielic. Zwlaszcza, ze nie ma tu w hotelach wifi. I musimy biegac po restauracjach.

Do Labuanbajo na zachodnim wybrzezu wyspy Flores dotarlismy pare dni temu - 09.09. Wyluzowalismy troche i odpoczelismy, bo podroz po wczesniejszej Sumbale dala mam troche w kosc.
Ale wczoraj (12.09) w koncu udalismy sie na wycieczke, na ktora czekalam od dawna, na wyspy: Rinca i Komodo. O 7: 30 ruszylismy lodzia w czworke, dobrze sie zlozylo, para z Francji - bardzo sympatyczna... postanowila do nas dolaczyc i dzielic koszty lodzi / wycieczki. Pierwsza w planie byla Rinca. Wyspa oczywiscie mniejsza w porownaniu z Komodo, ale i bardziej goraca i sucha. Nie ma wiele drzew, raczej krzaki.
Na dzien dobry przy kuchni lezaly 4 srednie warany. No tak - czuja jedzenie. Dawno temu, jak mowia przewodnicy zaczeto karmic Warany i tak bylo kilka lat, ale teraz jest to im zabronione. Z trzech roznej dlugosci tras, na trekking wybralismy najdluzszy - 2godzinny. Po 10 minutach marszu, doszlismy do miejsca, gdzie kilka dni temu warany zabily dzikiego konia (tak wszystko co zyje na wyspie jest dzikie). Oprocz koni, warany na Rinca poluja tez na malpy - makaki (long-tailed macaques) i jelenie.

Zatem 20 minut gapilismy sie, z oczami jak pieciozlotowki, jak w miare mlody osobnik wcina co zostalo na szkielecie, jak sobie pomaga pazurami i 'zmijowatym' jezykiem. Naprawde mielismy szczescie (niektorym widok waranow konczy sie na tych lezacych w sloncu przy kuchni). Potem tez mignelo nam kilka lezacych w sloncu, starszych osobnikow, jeden naprawde wielki i stary, oraz jeden mlodziutki kolo 3 lat - fantastycznie kolorowy. Generalnie jak tak sobie leza to wygladaja jak sucha kloda drewna posrod drzew... Bardzo ciezko je wypatrzec - bardzo, a na dodatek jak chca zaatakowac to skradaja sie od tylu. Nikt i nic nie ma szans. Trase zrobilismy w 1,5 godziny, a potem dalej ruszylismy (lodzia) w strone Komodo i po drodze na zatoke, na ktorej zacumowalismy i nocowalismy, jeszcze posnorklowalismy w przepieknym miejscu - Pink Beach.. Roznokolorowe korale, ryb mniej, ale korale naprawde przepiekne - roznej wielkosci i naprawde rozne rodzaje. Jeden szczegolne rzucil mi sie w oczy - wielki okolo metrowy, okragly i pomarszczony - jak ludzki mozg. Chociaz woda byla okropnie zimna, zachmurzylo sie i wial straszny wiatr (zero slonca), naprawde waaaarto bylo!!

Wieczorem przed snem jeszcze podziwialismy Flying foxes. Po naszemu Pteropusy... najwieksze zyjace nietoperze... A tak na marginesie malpy nie daly mi spac... Na wyspie przy ktorej cumowalismy, chyba blisko mialy jaskinie i wrzeszczaly cala noc. Najpierw myslalam, ze ktos podcina swiniom gardlo, taki krzyk i wrzask, ale o 3 nad ranem???

O dzisiejszym dniu opowiem pewnie pozniej albo jutro... cdn... niestety musimy leciec, dopiero co wrocilismy, poszlimy do hotelu zalatwilismy nocleg, teraz kolacja, a nasze biuro z urocza belgijka, ktora zostala tu (oczywiscie) z milosci i ktora nam 'zalatwila' wycieczke ma nasze bagaze, a otwarte jest jeszcze tylko 20 minut... papa

Sonntag, 11. September 2011

Kuala Lumpur... czyli potocznie KL

21.08 W niedziele wczesnym rankiem wyruszylismy do Kuala Lumpur. Dobra wiadomosc: tylko 2h autobusem z Malakki. Zabukowalismy wczesniej hotel blisko dworca na ktory przyjechalismy. Moj plecak robi sie troche za ciezki na dlugie chodzenie... od dluzszego czasu oscyluje kolo 20 kg.  Dobrze ze i dworzec byl w sercu miasta i wszedzie stamtad w miare blisko. Nie spodziewalismy sie rewelacji, ale hotel bardzo pozytywnie nas zaskoczyl. Pokoj skromny, ale czysciutki. Akurat w dzien naszego przyjazdu zaplanowali zmiane materaca na nowy, wiec dobrze nam sie spalo. Poza tym super sprawa: kuchnia - herbata i kawa i goraca woda, zeby sobie zaparzyc cos o kazdej porze (nie czesto sie zdarza), taras dla gosci, gdzie wszyscy przesiadywali i wieczorem przy piwku dzielili sie 'doswiadczeniami' z podrozy, a na poczatek chlopak, ktory nas przyjal w hotelu wyjasnij nam i wkazal na mapie wszystko co warto zobaczyc i gdzie warto zjesc :))
Miasto bardzo mi sie spodobalo. Centrum najbardziej porownalabym chyba do tego w Bangkoku, niz w innych miastach w ktorych bylismy, moze nawet miejscami do Singapuru. Mnostwo wiezowcow, nowoczesnych centrow handlowych, kawiarni i restauracji. Zdecydowanie dynamicznie rozwijajace sie. Oczywiscie bylismy w Petronas Towers, chociaz nie na gorze. Na samym dole jest centrum handlowe, na zewnatrz calkiem zgrabnie ulozone w calosc park i sztuczne jezioro. Wjazd na wieze sobie darowalismy, choc pokusa byla spora. Zeby kupic bilet trzeba stac w kolejce od 7:00 rano lub wczesniej (bo podobno tlumy),  od 8:30 mozna kupic bilet na nastepny dzien (!), a ilosc biletow ograniczona. Obowiazuje zasada 'pierwszy przyszedles, pierwszy dostaniesz bilet'...
 My skupilismy sie przede wszystkim na zalatwieniu wizy do Indonezji. Co prawda 30-dniowa dostaje sie przy przekroczeniu granicy, ale my chcielismy pobyc dluzej, wiec wystapilismy o 60 dniowa w ambasadzie w KL. W poniedzialek 22.08 z samego rana udalismy sie do ambasady. Troche tam wysiedzielismy, ale na szczescie wizy obydwoje dostalismy. Czytalismy na forach, ze jest ciezko i byly przypadki, ze po prostu oddawali pieniadze i paszport i wizy nie dali, nie bo nie. Bylby duzy problem, zreszta jak za kazda wiza, sie zastanawialismy - co gdyby jedno z nas dostalo wize, a drugie nie... albo jedno dluzszy pobyt, a drugie krotszy - jak to bylo w Bangkoku i co z tym fantem bysmy zrobili; na pewno to strata pieniedzy; dluzsza wiza kosztuje wiecej, a  podrozowac osobno nie chcemy. Bynajmniej ja.
Jak juz wspomnialam szczesliwie odebralismy wizy nastepnego dnia :))) a reszte czasu, spedzilismy na spacerach po miescie, w kinie oraz na konwersacjach hotelowych. Ostatniego dnia kiedy to zwiedzilismy najwiekszy w okolicy Central Market w drodze powrotnej natknelam sie na kilka sklepow na ktorych wypatrzylam znajomy jezyk. Od razu przypomnialy mi sie charakterystyczne okragle literki jezyka birmanskiego :))) Okazalo sie, ze te kilkanascie metrow ulicy to faktycznie taka 'mala Birma'. Sklepy, w ktorych mozna dostac longy, Betel nuts, Thanake i wszystko, o czym Wam pisalam w Birmie. Kupilam wiec znowu zielona herbate i kilka charoots (cygara), choc tu mieli o roznych smakach i mniejsze (!). Znowu moglam powiedziec te pare slow, ktore pamietam czyli 'mingala ba' - witaj (oraz ile to kosztuje i dziekuje), a ze chlopak ktory tam pracowal byl z Birmy, ucieszyl sie na te moje kilka zwrotow, ale tez dowiedzialam sie pare rzeczy - drobiazgow, ktore mnie nurtowaly od czasu wyjazdu z tego pieknego kraju.
Bardzo wczesnym rankiem 25.08 wyruszylismy na lotnisko i lotem KL - Denpasar, zaczela sie nasza przygoda w Indonezji. Ok, ok... moze raczej nasza przygoda z Bali... Bali nie da sie tak poprostu porownac z reszta Indonezji.
cdn...

Sonntag, 4. September 2011

Malakka

18.08 z Kuching wrocilismy na polwysep Malajski do Johor Bahru. I od razu zlapalismy autobus do Malakki (3,5 h). Malakka znajduje sie w ciesninie Malakka, ktora jest jedna z najbardziej znaczacych punktow dla handlu na swiecie. Miasto Malakka jest portowym miastem zbudowanym w XIV wieku, stolica i historycznym centrum stanu, w ktorym przez nastepne stulecia kwitl handel. Miasto jest bardzo nowoczesne, stylowe i takie europejskie... Na architekture miasta zdecydowany wplyw mialy lata kolonizacji przez Portugalczykow, Holendrow i Brytyjczykow, ale takze tradycyje i kutura potomkow chinskich imigrantow - Peranakan, majacych duzy udzial w rozbudowie miasta. Zatrzymalismy sie wlasnie w tej dzielnicy, ktora nazwana jest poprostu Chinatown, chociaz wiekszosc nie rozmawia i nie uzywa dawno j. chinskiego. Zycie zdawalo sie tu zaczynac wieczorami. Pojawialy sie 'stragany' z jedzeniem, piciem, muzyka, zabawkami i  innymi roznosciami.
W Malacce jest mnostwo do zwiedzania. Zabytkowy ratusz, koscioly katolickie, chinskie swiatynie, muzulmanskie meczety oraz inne. My przez te jedyne dwa i pol dnia jedynie poplynelismy statkiem w rejs po rzece, bylismy w Muzeum Morskim, ktore znajduje sie w wielkim statku, oraz w kinie ;).  Polubilismy bardzo roznorodnosc Malakki. Dotyczy to takze kuchni (chinska, malajska, europejska). Wszystko smakowalo wybornie, zwlaszcza smakolyki, ktorych wiekszosc mozna spotkac ponoc tylko tutaj...
Niezbyt przyjemny moment kazdego dnia, pobudka z pobliskiego meczetu, modlitwa wygloszona przez mikrofon na poczatek dnia okolo 6tej, a potem kolejne 4 razy w ciagu dnia... 
p.s. Miasto Malakka zostalo wpisane w roku 2008 na liste UNESCO.

Kuching - Sarawak-Borneo-Malezja

14.08 z Kota Kinabalu przylecielismy na drugi koniec malezyjskiej czesci Borneo, do stolicy Sarawak - Kuching. Kuching w jezyku malajskim znaczy kot. Nazwe taka ponoc nadal miastu pierwszy biala radza - James Brook. Sa pomniki kotow na ulicach, oraz jest poswiecone im w calosci muzeum(!) no i mnostwo roznych gadzetow w sklepach typu pluszaki-koty i podobizny roznej masci na koszulkach. Miasto jest zadbane i bardzo ladne, zwlaszcza kolorowa dzielnica chinska oraz deptak nad rzeka. Powiew swiezosci po rozwleklym, zatloczonym i nieco dusznym Kota Kinabalu. Bylismy w Muzeum Sarawak w ktorym znajduja sie muzea Sztuki, Natury i Etnologii (w zakres muzeum wchodzi takze historia, geologia i archeologia)... Wieczorami nad rzeka wyrastalo jak grzyby po deszczu mnostwo 'budek' z jedzeniem, koktajlami i muzyka. Duzo spacerowalismy po miescie, ale ze zwiedzaniem potraktowalismy sie w miare ulgowo.