c.d.
Zatem u fryzjera bylo super. Kolega Kaya (nowego naszego kolegi) jest bardzo znanym (jak wspominalam i cenionym fryzjerem). Bardzo sympatyczny i mily koles. Ciecie super, pedantyczne wrecz. Masaz glowy (przy myciu)... prawdziwy masaz, nie jakies tam mizianie opuszkami palcow... prawie pol godziny... Policzyl wiecej, bo dlugie wlosy. Zamiast normalnie 8-10 zl, zaplacilam az ok 18 zl - straszne ;)))
Generalnie codziennie wieczorami z Kay i jego kolezanka Mai, mielismy jakis treningi - biegalismy i cwiczylismy tajski box albo gralismy w kosza w parku lub w siatke. Wczoraj w ostatni dzien bylismy na treningu, potem na weekendowym markecie (troche kiepski byl w porownaniu z marketem blisko granicy z Kambodza - tam jest wszystko... nawet torebki Prada, Gucci itd. za 20-35zl buhaha...) wynajelismy BBQ i zrobilismy je u Mai. Naprawde super...
Mamy zamiar wrocic do tego miasteczka... Odnosnie tego testu (o ktorym pisalam poprzednio) na ktory Kay mial jechac... stwierdzil ze najpierw dokonczy studia. Dobry wybor...
Musicie mi wybaczyc ze malo pisalam przez ostatnie 3-4 dni. Po pierwsze bardzo duzo sie dzialo, a po drugie jak juz sie dorwalam do neta... czytalam duzo, niestety nie dobrych wiesci, na temat sytuacji na Swiecie... :((
Dzis (20.03) o 6:40 rano wyruszylismy z powrotem do Bangkoku. Wkrotce lecimy do Myanmar (Birma) i potrzebujemy wizy. Niedawno jednak wyczytalismy, ze nie ma juz wiz On-arrival (po wjezdzie do kraju) dla obywateli krajow, w ktorych jest ambasada Birmy czyli np. Niemiec, wiec Larson nie dostalby wizy na lotnisku w Rangoon. W Polsce nie ma ambasady Birmy, wiec ja (chyba) nie mialabym problemu z wiza na lotnisku.
Jutro wiec z rana jedziemy do ambasady. Ludzie maja, jak czytalismy, bardzo nieciekawe wspomnienia, mianowicie... tlumy ludzi i ograniczona ilosc wiz, jak i krotkie godziny otwarcia ambasady (9:00-12:00). W praktyce wyglada to tak, ze czeka sie od rana 2-3 godz przed otwarciem. Im szybciej sie jest w kolejce tym lepiej. Najpierw, na dzien dobry, odpadaja Ci co nie zalapali sie w kolejce na "limit dzienny" osob ubiegajacych sie (jakies 20), a potem odpadaja Ci co czekali caly czas, a punktualnie o 12:00 po prostu zamknieto ambasade przed nosem...
No coz, zobaczymy... poki co chodzimy sobie tutaj, patrzymy co tez ciekawego maja do sprzedania... i dzielnie znosimy zaczepki kierowcow tuk-tuk'ow... w stylu "You my friend... where u go (lol)... tuk-tuk??"
Zaczyna mnie to naprade irytowac...
Mam nadzieje, ze uda nam sie zalatwic wizy jutro... zyczcie nam powodzenia... :)
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen