W Ninh Binh spedzilismy 3 i pol dnia (14.06 - 17.06). Ot miasto jak miasto. Pelno 'xe om' czyli motorowych taksowek i zanim dojdziesz do kawiarni oddalonej od hotelu o 200 m, 15 kierowcow motoro-taksowek zapyta 'hello! you!!! motorbike???'. Nie zauwazylismy tez zadnych sklepow typowo 'dla turystow' i generalnie miasto nie wydaje sie specjalnie entuzjastycznie na nas nastawione, ale przyjechalismy tu nie dla miasta, ale dla pieknych okolic. Zatrzymalismy sie przy dworcu kolejowym, bo nastepnym etapem podrozy bedzie pociag do Hanoi, a z tamtad do Lao Cai, przy granicy z Chinami.
W czwartek 16.06 odwiedzilismy jaskinie Tam Coc. Rowery wypozyczylismy u ... Niemca i jego zony i przejechalismy okolo 6 km do miasteczka, z ktorego do jaskin dostac sie mozna lodzia. 'Wycieczka' zajmuje jakies 2 i pol godziny. Rzeka plynie miedzy gorami i pod nimi (jaskiniami). Jaskinie sa trzy, dosc ciasne i niskie. Piekne wapienne gory wokolo i niesamowite widoki. Naprawde relaksujaca podroz i piekne, spokojne okolice. Miejsce to jest bardzo znane i czasem plynie kilkanascie lodzi - jedna za druga. Obowiazuje system wioslowania nogami (zdjecie) :)))
Mimo, ze tego dnia bylo masakrycznie goraco zdecydowalismy sie takze zobaczyc inna jaskinie Tam Mua (kolejne kilka kilometrow). Malutka jaskinia, nieopodal wysepka na rzece, ale to wlaciwie nie jaskinia jest warta zobaczenia, ale pobliskie miejsce widokowe na jednej z gor i wspinaczka na nie. Okolo 500 schodow i piekny widok na rzeke i te same gory, ktore podziwialismy z lodzi...
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen