Granice Laos / Wietnam przekroczylismy pieknego slonecznego dnia 13.06 (na szczesnie nie piatek, ale poniedzialek). Na dzien dobry przeszukano dokladnie nasz bagaz... ufff albo bylo to rutynowe sprawdzenie, albo raczej szukali czegos wiekszego typu bron, niz 'dragi'... mam calkiem pokazna torbe z lekami typu... malarone, wegiel leczniczy, paracetamol i inne, ale nie przygladali sie zbytnio i nie czytali nazw... A i wymienilismy na granicy ostatnie posiadane Kip'y (KIP nie jest porzadana waluta w rejonie i nigdzie indziej, niz w Laosie, jej nie przyjma). Pierwszym naszym postojem bylo miasto Thanh Hoa. Co nam sie od razu rzucilo 'na oczy' to mnostwo ludzi na motorach, mnostwo motor-taksowek... Nawet chcieli nas zawiesc do miasta oddalonego o ponad 50 km (do ktorego docelowo chcielismy sie dostac) na motorach, z naszym bagazem... 20 kg... popatrzylismy na siebie z Larsonem z mysla... czy oni sa stuknieci??
Generalnie po tygodniu pobytu wrazenie mam takie, ze tu w Wietnamie bardziej niz gdziekolwiek, gdzie bylismy dotychczas - ludzie zrobia wszystko za kase... nawet jezeli ryzykujesz zyciem (oni niekoniecznie)... nie odradza (a przeciez 'ty' nie masz pojecia za pierwszym razem jak wyglada droga, czy pogoda pozwoli na wspinaczke itd..., a oni maja) placisz, spoko mozesz zrobic co chcesz...
Zatem dobilismy do Ninh Binh autobusem, na drugi dzien (14.06) w poludnie... Normalnie podroz autobusem wyglada w Azji tak, ze jest kierowca, ktory pomaga pasazerom z bagazem i jest drugi koles - 'zlotöwa' ktory tez pomaga z bagazem, ale najwazniejsze zbiera kase od ludzi za bilety i zatrzymuje tez autobus (krzyczy do kierowcy), bo ludzie po drodze mu mowia, gdzie chca dojechac... wskazuja po drodze dom, gdzie ma sie zatrzymac!... i normalnie jest tak, ze my (jako obcokrajowcy) mamy pierwsi sprawdzani bilet lub ustalamy cene z kierowca gdy placimy w autobusie. Wtedy tez 'pomagier - zlotöwa' wie dokad jedziemy i kiedy dojedziemy na miejsce mowi nam ze to to miasto i tez zatrzmuje autobus... Oczywiscie...na trasie Thanh Hoa - Ninh Binh, koles widzial nasze bilety, powtarzalismy mu Ninh Binh chyba z 10 razy...(Wiedzielismy, ze trasa ta zajmie nam 1,5 h i ze to duze miasto... wiec mielismy przeczucie, ze to to, kiedy dojechalismy i zgadzalo sie z mapa miasta). Ale nic. Ludzie wysiadali, my czekalismy az autobus dojedzie na dworzec, ew. ze zlotowa go zatrzyma i nam kiwnie zeby wysiasc... (bo tak zawsze bylo). My przejezdzajac przez nie, pytalismy go kilka razy powtarzajac nazwe, kiwal tepo glowa na tak... ale nie zatrzymal autobusu... udawal ze nie rozumie, na nasze 'Ninh Binh! bus station!' kompletnie nie zareagowal. No i wyjechalismy z miasta... Krajobraz zrobil sie pusty. Na szczescie siedziala dziewczyna, ktora znala troche angielski... wiec tlumaczyla kolesiowi... Ja sie wkurzylam, powiedzialam ze ma zawrocic, jechac na 'dworzec autobusowy'... On mi na to ze sobie moge taksowke wziac..., a ja ze nie po to placilam za bilet, zeby mnie nie dowiazl na miejsce...
Powod takiego zachowania jest prosty... jesli nie ustalisz ceny przed usluga (tak jest wszedzie), po, 'zerrzna' z Ciebie astronomiczna kwote... zatem udajac tepego i nie znajacego jezyka, na beszczela chcial nas dowiesc do Hanoi (kolejne 100km), a potem kiedy wysiadziemy walnac nam cene, za bilet, ktorego nie mamy... final byl taki... po wymianie zdan koles chyba zauwazyl, ze ja nie z tych co sobie na to pozwole... zatrzymali sie 3km za miastem, no i zatrzymal nam autobus z naprzeciwka i dojechalismy do miasta... Ci kolesie byli sympatyczni,, pytali skad jestesmy itd, no i nic nie doplacilismy...
Ale to nam dalo do myslenia i stwierdzilismy, ze bedzie ciezko... i troche no coz, mnie zrazilo.. ze nie mialam weny na pisanie blogu :(( ... Kiedy spotykalismy wczesniej innych podroznych... nie bylo ani jednej osoby, ktora nie przestrzeglaby nas, przed tym jak w Wietnamie ludzie probuja podrozujacych oskubac na wszystkim... Oczywiscie chodzi o tych, ktorzy maja biznes... nie o innych mieszkancow, ktorzy z reguly sa pomocni, wskaza droge itd... Absolutnie nie chce generalizowac... cdn
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen