21.08 W niedziele wczesnym rankiem wyruszylismy do Kuala Lumpur. Dobra wiadomosc: tylko 2h autobusem z Malakki. Zabukowalismy wczesniej hotel blisko dworca na ktory przyjechalismy. Moj plecak robi sie troche za ciezki na dlugie chodzenie... od dluzszego czasu oscyluje kolo 20 kg. Dobrze ze i dworzec byl w sercu miasta i wszedzie stamtad w miare blisko. Nie spodziewalismy sie rewelacji, ale hotel bardzo pozytywnie nas zaskoczyl. Pokoj skromny, ale czysciutki. Akurat w dzien naszego przyjazdu zaplanowali zmiane materaca na nowy, wiec dobrze nam sie spalo. Poza tym super sprawa: kuchnia - herbata i kawa i goraca woda, zeby sobie zaparzyc cos o kazdej porze (nie czesto sie zdarza), taras dla gosci, gdzie wszyscy przesiadywali i wieczorem przy piwku dzielili sie 'doswiadczeniami' z podrozy, a na poczatek chlopak, ktory nas przyjal w hotelu wyjasnij nam i wkazal na mapie wszystko co warto zobaczyc i gdzie warto zjesc :))
Miasto bardzo mi sie spodobalo. Centrum najbardziej porownalabym chyba do tego w Bangkoku, niz w innych miastach w ktorych bylismy, moze nawet miejscami do Singapuru. Mnostwo wiezowcow, nowoczesnych centrow handlowych, kawiarni i restauracji. Zdecydowanie dynamicznie rozwijajace sie. Oczywiscie bylismy w Petronas Towers, chociaz nie na gorze. Na samym dole jest centrum handlowe, na zewnatrz calkiem zgrabnie ulozone w calosc park i sztuczne jezioro. Wjazd na wieze sobie darowalismy, choc pokusa byla spora. Zeby kupic bilet trzeba stac w kolejce od 7:00 rano lub wczesniej (bo podobno tlumy), od 8:30 mozna kupic bilet na nastepny dzien (!), a ilosc biletow ograniczona. Obowiazuje zasada 'pierwszy przyszedles, pierwszy dostaniesz bilet'...
My skupilismy sie przede wszystkim na zalatwieniu wizy do Indonezji. Co prawda 30-dniowa dostaje sie przy przekroczeniu granicy, ale my chcielismy pobyc dluzej, wiec wystapilismy o 60 dniowa w ambasadzie w KL. W poniedzialek 22.08 z samego rana udalismy sie do ambasady. Troche tam wysiedzielismy, ale na szczescie wizy obydwoje dostalismy. Czytalismy na forach, ze jest ciezko i byly przypadki, ze po prostu oddawali pieniadze i paszport i wizy nie dali, nie bo nie. Bylby duzy problem, zreszta jak za kazda wiza, sie zastanawialismy - co gdyby jedno z nas dostalo wize, a drugie nie... albo jedno dluzszy pobyt, a drugie krotszy - jak to bylo w Bangkoku i co z tym fantem bysmy zrobili; na pewno to strata pieniedzy; dluzsza wiza kosztuje wiecej, a podrozowac osobno nie chcemy. Bynajmniej ja.
Jak juz wspomnialam szczesliwie odebralismy wizy nastepnego dnia :))) a reszte czasu, spedzilismy na spacerach po miescie, w kinie oraz na konwersacjach hotelowych. Ostatniego dnia kiedy to zwiedzilismy najwiekszy w okolicy Central Market w drodze powrotnej natknelam sie na kilka sklepow na ktorych wypatrzylam znajomy jezyk. Od razu przypomnialy mi sie charakterystyczne okragle literki jezyka birmanskiego :))) Okazalo sie, ze te kilkanascie metrow ulicy to faktycznie taka 'mala Birma'. Sklepy, w ktorych mozna dostac longy, Betel nuts, Thanake i wszystko, o czym Wam pisalam w Birmie. Kupilam wiec znowu zielona herbate i kilka charoots (cygara), choc tu mieli o roznych smakach i mniejsze (!). Znowu moglam powiedziec te pare slow, ktore pamietam czyli 'mingala ba' - witaj (oraz ile to kosztuje i dziekuje), a ze chlopak ktory tam pracowal byl z Birmy, ucieszyl sie na te moje kilka zwrotow, ale tez dowiedzialam sie pare rzeczy - drobiazgow, ktore mnie nurtowaly od czasu wyjazdu z tego pieknego kraju.
Bardzo wczesnym rankiem 25.08 wyruszylismy na lotnisko i lotem KL - Denpasar, zaczela sie nasza przygoda w Indonezji. Ok, ok... moze raczej nasza przygoda z Bali... Bali nie da sie tak poprostu porownac z reszta Indonezji.
cdn...
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen